sklep

Blogi firmowe – ogród, narzędzia, uprawy, czyli wszystko co wokół domu

Posted on

Wydawało by się, że ogród ze swoją różnorodnością zastosowań i pasji to idealny do zaistnienia w social media temat. Odpoczynek na świeżym powietrzu, pasja uprawiania, grillowania, mini placu zabaw dla dzieci – wszystko to łącznie z możliwością „bezproduktywnego” opalania się w ogrodzie, stanowi wręcz samonapędzający się materiał do angażowania konsumentów w mediach społecznościowych. Zwłaszcza kwestie związane z uprawą, utrzymaniem i zarządzaniem ogrodem są tematem wymagającym kompetencji – zatem idealnie nadają się do budowania pozycji firmy jako eksperta. Tymczasem blogi są traktowane po macoszemu przez liderów rynku. Znacznie lepiej radzą sobie mniejsze, lokalne firmy. Dzięki blogom tworzą wizerunek podmiotów o znacznie szerszej wiedzy i doświadczeniu niż znane marki.

Poniżej przegląd blogów firm związanych z kategorią „ogród”:

Praktiker Blog Węgry (praktiker.blog.hu)

Jedyny blog sieciowy jaki udało mi się odnaleźć. I choć nie dotyczy wyłącznie kwestii ogrodu, w dużej części, zwłaszcza w sezonie, porusza tą tematykę. Koncentruje się głównie na wpisach związanych z inspiracjami i prezentacją fotografii z ogrodów i architektury ogrodowej ze świata. Dosyć ubogi tekstowo, brak na nim praktycznych porad (czego można by się spodziewać po marce z taką nazwą) . Nie posiada właściwie żadnych oryginalnych treści stworzonych przez Praktikera (większość zdjęć pochodzi z sieci). Nie wiem do kogo skierowany jest ten blog, ale na pewno nie do entuzjastów ogrodów.

praktiker blog

Fiskars Polska Blog (ogrodblog.fiskars.pl)

Jedyny polski blog w zestawieniu. Co z jednej strony pokazuje jak bardzo niezagospodarowany (zupełnie jak ogród na wiosnę)  jest to jeszcze obszar. Z drugiej – nie wiem, czy jest się co cieszyć z tego „pierwiosnka”. Blog jest aktualizowany raz na miesiąc, co jak na bloga jest ilością zupełnie niewystarczającą. Zwłaszcza w sezonie wiosennym, kiedy w ogrodzie jest więcej pracy niż możliwości jej wykonania. Tym bardziej, że wpisy na blogu zostały podzielone właśnie ze względu na pory roku, a sam blog ma typowo ogrodowy image.  Komentarzy na blogu praktycznie nie ma. Ostatni jaki znalazłem pochodzi z 2011 roku.

Dziwi takie podejście do bloga przez Fiskars. Zwłaszcza, że marka prowadzi całkiem ciekawy blog anglojęzyczny w innej kategorii produktowej – fiskarscraft.typepad.com/my_weblog.

fiskars blog

Hozelock Blog (blog.hozelock.com)

Czyli blog firmy wyspecjalizowanej w produkcji sprzętu nawadniającego do ogrodu. Blog jest zintegrowany ze stroną firmową. Wpisy na blogu pojawiają się regularnie. W sezonie nawet co 2-3 dni. Dotyczą porad w prowadzeniu ogrodu, radzenia sobie z nietypowymi układami ogrodów, doborem roślin, itp. tematami. Wpisy są rozbudowane, nazwy roślin podawane są po łacinie (co jest sporą zaleta, ponieważ te same rośliny mają często nawet w Polsce różne nazwy regionalne). Praktycznie każdy wpis zawiera fotografie, zwykle jest ich kilka. Treści i fotografie są tworzone przez firmę. Widzimy zatem „prawdziwy ogród” a nie jego cukierkową wersję. Sprawia to, że treści na blogu są znacznie bardziej wiarygodne. Jedyną wadą bloga jest brak komentarzy. Jednak wpisy zamieszczane na blogu mają raczej charakter porad i nie stanowią specjalnego punktu do dyskusji.

Blog jest tworzony profesjonalnie. Można odnieść wrażenie, że głównym celem jego prowadzenia (biorąc pod uwagę sytuację z komentarzami) nie jest budowanie społeczności, ale raczej pokazywanie, że firma wie, rozumie i zna się na ogrodnictwie. Co nie jest takie oczywiste jak mogłoby się wydawać (vide – blog Praktikera czy Fiskars).  Nie jest to natomiast blog pisany dla pasjonatów, czy przez pasjonatów.

Marka posiada również kanał na Facebooku, zintegrowany z blogiem (tam właśnie polecane są poszczególne wpisy z bloga), kanał na YouTube z prawie setkę filmów (głównie produktowych) kanał na Twitterze (aktualizowany co 1-2 dni) oraz galerie produktową na Flickr. Zatem lekcja odrobiona.

hozelock blog

Allotment Blog (blog.gardening-tools-direct.co.uk)

Czyli blog internetowego sklepu z narzędziami ogrodniczymi. Blog pisany jest przez pracowników centrum ogrodniczego i sklepu. Koncentruje się na praktycznych aspektach prowadzenia ogrodu i upraw. Wszystkie wpisy zawierają autorskie zdjęcia, opisy, przykłady sadzenia czy innego rodzaju porady „jak zrobić to samemu”. Na blogu pojawiają sie nawet przepisy kulinarne, na „wykorzystanie” upraw (w końcu sadzimy i pielęgnujemy warzywa po to aby je ze smakiem zjeść).

Blog prowadzony jest od 2007 roku (czyli tyle samo co blogifirmowe.wordpress.com 😉  Wpisy są dosyć wyczerpujące, choć najważniejszą treścią bloga są niewątpliwie fotografie. Blog jest aktualizowany kilka razy w miesiącu (5-6 wpisów). Komentarze na blogu również się pojawiają. Widać, że nie wszystkie wpisy wywołują odzew, ale średnio co drugi wpis ma od 2-6 komentarzy.

Niewątpliwie blog tworzony jest parzez fachowców. Same wpisy zawierają często indywidualną perspektywę autora i są pisane w pierwszej osobie. Autorzy żyją pracą z uprawami, dzielą się z czytelnikami własnymi pomysłami, pojawieniem się nowalijek i swoimi prywatnymi opiniami.

allotment blog

Gardener’s Journal Blog (blog.gardeners.com)

Kolejny blog  lokalnego centrum ogrodniczego z Intervale w stanie Vermont. Firma jest własnością pracowników i żyje ze sprzedaży internetowej i wysyłkowej. Na stronie internetowej posiada rozbudowane działy pomocy oraz możliwość konsultacji z ogrodnikiem przy dokonywaniu zakupów. Gardeners Supply Company posiada 29 tys. fanów na Facebooku.

Sam blog ma klasyczny, można wręcz powiedzieć tradycyjny układ. Wpisy na blogu pojawiają się średnio raz w tygodniu i obowiązkowo zawierają fotografie. Część z nich zawiera wtyczkę Flickra z galerią zdjęć. Sama galeria na Flickr jest dosyć rozbudowana, zawiera uporządkowanie w galerie tematyczne zdjęcia (małe ogrody, ogrody we wnętrzach, ogrody zimowe, tropikalne, itp.

gardeners blog

gardeners flickr

Gardener’s Journal Blog zamieszcza podobne, poradnikowe wpisy jak powyżej opisywane blogi. Tym, co go wyróżnia na tle innych jest nastawienie na akcje społeczne (zarówno te lokalne jak i ogólnokrajowe). Sporo wpisów na blogu poświęconych jest tego typu akcjom. Na blogu można też znaleźć wpisy związane z produktami dla ogrodu. Dotyczą one jednak raczej dodatków ułatwiających czy też rozszerzających możliwości pasjonatów niż podstawowych narzędzi ogrodniczych. W tym sensie blog nastawia się na promowanie określonego stylu i podejścia do życia, którego zamiłowanie do ogrodu i natury jest integralnym elementem.

Podsumowanie:

  • temat ogrodów jest niezwykle pojemny, jednak duże marki nie radzą sobie z prowadzaniem blogów dotyczących tego segmentu rynku;
  • znacznie ciekawsze, merytoryczne i rozbudowane blogi prowadzą małe firmy zajmujące się bezpośrednio sprzedażą produktów, w tym sadzonek czy nasion;
  • zwykle blogi te prowadzone są przez osoby bezpośrednio odpowiedzialne za wykonywanie prac ogrodniczych;
  • kluczową rolę na blogach ogrodniczych odgrywają oryginalne zdjęcia i poradnictwo;
  • brakuje blogów dla początkujących, które umożliwiałby wprowadzenie w tematykę upraw osób niezaawansowanych;
  • blogi związane z ogrodem nie poruszają właściwie innej niż „uprawowa” tematyka (np. rekreacja, zabawa, czas wolny);

„Przypadkowo dobry blog” – wywiad: Marta Zawierta z Rupieciarni

Posted on Updated on

Dzisiaj rozpoczynam tradycyjny cykl wywiadów z twórcami blogów wyróżnionych w konkursie na Najlepszy polski blog firmowy roku. Na pierwszy ogień idą twórcy bloga sklepu Rupieciarna (rupieciarnia.com.pl/blog), który zajął 1 miejsce w kategorii blogów dojrzałych.

Na pytania odpowiada Marta Zawierta.

marta zawierta rupieciarnia

Blogi Firmowe (BF): Można powiedzieć, że blog Rupieciarni nie jest „typowym” blogiem skrapkowym. Tzn. oczywiście pojawiają się na nim wpisy obrazujące efekty pracy, ale większość postów dotyczy jednak trudów tworzenia. Czy uważasz, że to „przepis na sukces”? Indywidualna perspektywa?

Marta Zawierta, Rupieciarnia (R): Nie powiedziałabym, że to indywidualna perspektywa ani jakaś przemyślana strategia, żeby od tych „typowo skrapkowych” się odróżnić. Myślę, że to po prostu inna specyfika firmy i całego bloga, choć ta nasza „inszość” może być nie tak wyraźna dla osób, które zajrzą do nas tylko na chwilę. Przede wszystkim my w Rupieciarni mamy kontakt z żywym klientem i to do niego adresujemy to co piszemy. I nie ważne, czy są to osoby, które już u nas były, czy dopiero nas znalazły i zastanawiają się, czy przyjść. Dlatego też często piszemy o spotkaniach w Rupieciarni, o tym jacy klienci przyszli itd. Wiadomo, że blogi sklepów wyłącznie internetowych lub blogi „wyzwaniowe” nie mają takiej możliwości, bo nawet jeśli te osoby spotykają się w realnym świecie, to ma to miejsce raczej rzadko. My piszemy o naszej codzienności.

BF: Czyli jednak starasz się pisać bardziej o tym, co dzieje się w sklepie, a nie tworzyć jakieś internetowe życie na blogu?

R: Nie mam bladego pojęcia jak miałabym stworzyć to internetowe życie i po co miałabym to robić. Nasze normalne życie sklepowe jest na tyle ciekawe, że tematów do pisania spokojnie wystarczy. A jak nie, to wolę napisać co jem na kolację albo jak mi dzieci płaczą. Czyli jednak życie, ale realne.

sklep rupieciarnia

BF: Dwa lata z rzędu blog Rupieciarni zajmuje 1 miejsce w swojej kategorii konkursu. Czy wiesz, że do tej pory nie udało się to żadnej innej firmie (nawet takim blogom jak mBank czy Play?). Jak się z tym czujesz?

R: Szczerze? Dowiedziałam się właśnie gdy zadałeś to pytanie 🙂 Od razu głowa w górę i pękamy z dumy! Hihihi.

BF: Blog Rupieciarni nie ma tych wszystkich „bajerów” które mają inne blogi firmowe – wideo, podcastów, galerii zdjęć, widgetów itp. rzeczy, a jednak jest najlepszy? Jak myślisz dlaczego?

R: Nie wiem czy mogę się do tego przyznać, ale ja nawet nie wiem co to jest podcast i widget. Generalnie wydaje mi się, że chyba tych wszystkich bajerów nie ma w blogach małych firm jak nasza lub pojawiają się sporadycznie (nawet u nas jeden raz w prawie dwuletniej historii pojawił się filmik, ale wyłącznie jako rarytas – prezent dla czytelników na Mikołajki). Wszystko to z bardzo prozaicznych przyczyn – ja i tak muszę walczyć o czas na zrobienie zwykłej, prostej notki. Zwykle robię to po północy jak już położę spać dzieci, odrobię zaległości mailowe, skończę pracę twórczą, umyję zęby i idąc w piżamie do łóżka przypomnę sobie… „O rany, jeszcze blog!”. Nie wiem czy to widać, czy nie. Może widać i ta piżama to tajemnica naszego sukcesu? :)) A tak poważnie to nie miałabym czasu na ładowanie jeszcze jakiś dodatków, bo zwyczajna obróbka zdjęć do prostego kolażu zajmuje mi już masę czasu. Nie mam od tego „ludzi”.

Szczerze mówiąc to nie wiem dlaczego wygrywamy. I to nie jest skromność – ja naprawdę byłabym wdzięczna, gdybyś mógł mi ujawnić naszą punktację w poszczególnych kategoriach. Pierwsza nasza wygrana w 2010 to było zaskoczenie, ale ta z 2011 była chyba jeszcze większym, gdyż Rupieciarnia przechodziła wtedy małe zawirowania, ja byłam na urlopie macierzyńskim i częstotliwość dodawania wpisów dosyć nam spadła. Komentarzy też nie mamy specjalnie dużo. Swego czasu czytałam kryteria według których nas oceniałam i stawiałabym na to, że dostajemy punkty w kategorii „look i feel”. Przynajmniej ten „feel”, bo z „lookiem” bywa różnie. Przynajmniej ja bym sobie czasami za „feel” jakiś punkt dała. Zgadłam??

rupieciarnia blog

BF: Z zasady nie ujawniam szczegółowej punktacji, ale kryterium, które ma 40% wagi jest „otwartość komunikacji i przełamywanie stereotypów” w zakresie tego jak się firmy komunikują z klientami. Zatem pewnie przełamujesz te stereotypy 😉 Czy zastanawiałaś się kiedyś nad kwestą tego w jaki sposób powinnaś się do ludzi (w sumie obcych) zwracać? O czym pisać?

R: Ok, to mi trochę wyjaśnia sprawę. Może oceniający blogi moje pisanie o piżamie w panterce kwalifikują do przełamywania stereotypów? To chyba jednak lepiej niż jako „brak profesjonalizmu” :)) Pod tym względem mamy chyba łatwiej niż duże korporacje, bo u nas, jak to w małej firmie, życie i praca przeplatają się ze sobą. Nie ma wyraźnego rozdzielenia – teraz jestem w pracy, a po 8 godzinach wychodzę i nie myślę o robocie do następnego dnia. Dlatego jak piszę o piżamie to jestem w pracy i zarazem w domu. Przynajmniej tak mi się wydaje.

odpowiadając bezpośrednio na pytanie – ja się nigdy nad tym nie zastanawiałam, że powinnam pisać do ludzi w jakiś specyficzny sposób. Mówiłam, że nie bardzo lubię pisać, a tym bardziej wymyślać jakiś scenariusz lub kreować scenerię. Piszę o życiu, a Rupieciarnia to też moje życie. Duża jego część. Tak jakby trzecie dziecko. A jak mi to dziecko nie dostarcza dużo tematów to piszę o pozostałych dzieciach albo o zupie. Albo o tym, że nie mam o czym pisać (trochę jak Nosowska w piosence „Teksański”- chcesz usłyszeć słowa to sam je sobie wymyśl)

BF: Czy Rupieciarnia ma konto na Facebooku? A jeśli nie/tak to dlaczego?

R: Konto na FB mamy – prowadzi je moja wspólniczka Kasia. Nie czuję się zupełnie kompetentna żeby odpowiadać na jakiekolwiek bardziej szczegółowe pytania w tej dziedzinie, bo nie mam nawet swojego prywatnego konta na FB i nigdy się na niego nie logowałam. W dzisiejszych czasach to chyba wstyd się przyznać 🙂 Dzięki Bogu jest Kaśka, która tam wszystkiego pilnuje i na bieżąco aktualizuje nasz profil wrzucając m.in. informacje o naszych warsztatach. Obie jesteśmy świadome tego, że obecnie nie istnieć na FB to tak, jakby nie być w sieci w ogóle.

rupieciarnia na facebooku

BF: Dlaczego w ogóle Rupieciarnia zaczęła pisać bloga?

R: Rupieciarnia zaczęła pisać bloga przez mojego męża, który od początku zarządzał naszą stroną internetową. On też zamieścił pierwszy wpis na 12 dni przed otwarciem sklepu. Nie wiem dlaczego to zrobił, ale skoro już zrobił, to nie miałam wyboru i musiałam to ciągnąć dalej. Nigdy nie myślałam, że w ogóle będę pisać bloga bo ja pisać nie bardzo lubię. Pamiętniki w życiu owszem miałam, nawet kilka, ale żaden za długo nie wytrzymał bo systematyczna zbyt to ja nie jestem. Teraz chyba trzyma mnie to, że wiem, że ktoś to czyta. A poza tym to siara by była skończyć pisanie po dwóch nagrodach.

BF: Czyli podsumujmy – blog powstał przypadkiem, Ty nie lubisz pisać, a jak piszesz to w piżamie wieczorem, nie wiesz co to widget i nie masz konta na Facebooku – niezły przepis na bloga firmowego 😉

A nie zżyłaś się już z prowadzeniem bloga? Czy jak wyjeżdżasz czasem, to nie brak Ci pisania? Nie czujesz „niepokoju”?

R: Aż sobie sprawdzę co to ten widget…

Czy się zżyłam? Hmm.. zwykle postrzegam pisanie jako mój obowiązek i to niełatwy choćby dlatego, że zabiera mi cenny czas na spanie. Gdy wyjeżdżam na wakacje nie brak mi ani pisania ani Rupieciarni w ogóle, bo muszę odetchnąć i wyczyścić głowę. Ale nie mówię, że się nie denerwuję co tam się dzieje – na blogu, na stronie i w sklepie. Gdy byłam na macierzyńskim, pisanie bloga przejęła moja wspólniczka Kasia. Ja miałam tylko cotygodniowy cykl „Opowieści laktacyjnych”. Ale nie powiem, że mnie nie kusiło, żeby wcisnąć tam więcej niż tylko te trzy grosze. Musiałam powtarzać sobie, że to blog firmowy, a nie prywatny, a ja mam obecnie małe pojęcie o tym, co się dzieje w firmie, więc musze odpuścić.

BF: Co daje Ci największą satysfakcję w pisaniu bloga, a co Cię dołuje (jeśli cokolwiek)?

R: Satysfakcję nie powiem, czasami odczuwam, gdy uda mi się stworzyć jakąś fajną notkę (w moim subiektywnym odczuciu). Fajną to znaczy (w zależności od sytuacji): elokwentną, zjadliwą, krótką, długą, dowcipną. Czasami tak mi „pióro” dobrze pracuje, że nawet jak teoretycznie nie mam o czym pisać to po 10 minutach na blogu jest piękny materiał. I tylko ja (przynajmniej w takim przekonaniu żyję) wiem, że nic ciekawszego nie było do napisania, a notka zrodziła się z nudów.

Dołuje mnie jak nikt nie odpowiada na te moje fajne notki. Ja taka zadowolona, że kilka słów zaczepnych napisałam, a tu z drugiej strony CISZA. Ostatnio właśnie mamy taki okres.

album rupieciarnia

foto: Rafał Fronczek

BF: Czy blog Rupieciarni ma jakiś stałych czytelników/komentujących? Czy „znacie się” już z osobami czytającymi bloga? Czy są to również klienci/klientki sklepu? A może to te same osoby?

R: Podobno czyta nas dużo osób. Podobno, bo komentuje kilka – stale może około 5-7. Część z tych stałych czytaczy to moja rodzina, która na bieżąco dowiaduje się z bloga co u mnie słychać (mam taki cykl „Opowieści laktacyjne” o moim nudnym macierzyństwie). A te komentujące to nasze klientki, które znamy bardzo dobrze również z częstych wizyt w sklepie.

BF: Jakie są Twoim zdaniem najważniejsze rzeczy przy tworzeniu bloga firmowego?

R: Powiedziałabym chyba o dwóch, które dla mnie są ważne. Po pierwsze regularność i częstotliwość wpisów. Nikt nie chce zaglądać na bloga, który uzupełniany jest raz na tydzień lub rzadziej. Przynajmniej ja bym nie chciała. Nawet jeśli jakiś blog mi się podoba, to od momentu gdy jego autor zaczyna mieć problem z regularnością – przestaję tam zaglądać. Dlatego staramy się, aby nasze wpisy były nie rzadziej niż jeden na dwa dni (z wyjątkiem weekendów – każdy ma prawo do odpoczynku).

Druga rzecz to pióro, dowcip, lekkość pisania – nie wiem jak to nazwać. Wiem, że czasami taką lekkość mam (to te momenty, gdy jestem z wpisu zadowolona, patrz poprzednie pytania) i chyba ludzie lubią czytać te myśli, które mam w głowie i przelewam na ekran.

BF: Czego Twoim zdaniem należy unikać pisząc blog firmowy?

R: Unikać nieregularności, ale to powtórka z poprzednim pytaniem. Wydaje mi się, że jednak trzeba też wyjść poza język suchych komunikatów. My też mogłybyśmy używać bloga wyłącznie do informowania o warsztatach i godzinach otwarcia, ale kto by wtedy chciał to czytać? Ja staram się również unikać moim zdaniem kompromitujących haseł w stylu „Jesteście tam?” lub „Proszę o komentarze” kierowanych do czytelników. Uważam, że trzeba ludzi inaczej zachęcić do interakcji. Treścią. Dobra jestem w teorii, bo w praktyce to mi w ogóle nie wychodzi. Mówiłam, że ostatnio mamy trudny okres.

BF:. Ok. Dzięki za rozmowę.

Blog firmowy blog.fitbay.pl [recenzja]

Posted on Updated on

Wraz z modą na zdrowy tryb życia przyszło zainteresowanie fitnessem.  Dbanie o zdrowie poprzez uczęszczanie na różnego rodzaju zajęcia sportowe staje się coraz bardziej popularne. Jest to dobra wiadomość dla producentów sprzętu fitness, ponieważ istnieje duże zapotrzebowanie na akcesoria treningowe.

Jednym ze sklepów internetowych oferujących profesjonalny sprzęt do ćwiczeń jest Fitbay.pl. W sklepie można nabyć również odzież oraz różnego rodzaju akcesoria sportowe. Fitbay.pl posiada swojego firmowego bloga www.blog.fitbay.pl, na którym znaleźć można informacje dotyczące tematyki fitness oraz zdrowego stylu życia.

Pierwszy wpis na http://www.blog.fitbay.pl pojawił się w styczniu 2010 roku. Autorką bloga jest Paulina, która opisuje tematy branżowe, związane z fitness i ze sportem. W redagowaniu artykułów pomagają jej również inne osoby. Na blogu brakuje umieszczenia nazwisk jego  autorów.

fitbay blog

Blog graficznie współgra ze stroną, utrzymany jest w stonowanych kolorach (przeważa kolor biały i niebieski). Informacje podzielone są według kategorii tematycznych, dzięki czemu łatwo można znaleźć interesujące odbiorcę artykuły. Na blogu znajdują informacje o nowościach oraz promocjach sklepu internetowego Fitbay.pl. Inną kategorią są różnego rodzaju porady treningowe, opisy ćwiczeń oraz wskazówki fitnessowe. Ciekawą opcją jest publikowanie również porad treningowych tworzonych przez samych czytelników bloga. Mają oni szansę zaprezentować swoje historie związane z uprawianiem sportu i zdrowym trybem życia. Czytelnicy mogą więc dzielić się swoimi przeżyciami nie tylko za pomocą komentarzy, lecz także prezentując własne pomysły.

Blog jest czytelny oraz posiada łatwy system nawigacyjny. Zaletą bloga jest także umieszczenie na stronie głównej najnowszych wpisów oraz linka na stronę Fitbay.pl  na facebooku. Blog zawiera również archiwum wpisów z każdego miesiąca, kalendarium oraz chmurki tagów. Pisany jest z humorem oraz na luzie, dominują wpisy średniej długości. Czyta się go z zaciekawieniem.

Jeśli chodzi o istotną wadę bloga, to są to nieregularne wpisy. Ponadto istnieją duże odstępy między kolejnymi postami.  Na przykład we wrześniu  2010 na blogu pojawił się tylko jeden wpis. Jest to zdecydowanie za mało, aby przyciągnąć i utrzymać stałych czytelników. Może z tego wynikać niewielka aktywność odbiorców w komentowaniu wpisów. Na szczęście czytelnicy wykazują większą aktywność jeśli chodzi o tworzenie swoich własnych wpisów, które są później umieszczane na blogu.

Na blogu powinno się również znaleźć więcej dobrej jakości zdjęć, które ilustrowałyby prezentowane artykuły.  Z pewnością wpłynęłoby to pozytywnie na odbiór bloga.  Brakuje mi również filmików video z ćwiczeniami sportowymi. Tym bardziej, że na stronie głównej istnieje pusta zakładka „najnowsze wideo”.

Reasumując, blog.fitbay.pl oceniam pozytywnie. Napisany jest przystępnym językiem i prezentuje wiele ciekawostek i nowości dotyczących fitnessu i sportowego trybu życia. Brakuje mu jednak  czegoś, co wyróżniłoby go spośród innych blogów i przyciągnęło większą rzeszę odbiorców.

[Niniejsza recenzja jest częścią projektu „Blog jako narzędzie PR”. Recenzje i wywiady blogów mają służyć wymianie wiedzy i dyskusji na temat zastosowania blogów przez profesjonalistów PR w Polsce.]

Blog VitaLab.pl [recenzja]

Posted on Updated on

Blog VitaLab.pl prowadzony jest równolegle z internetowym  sklepem amerykańskiej firmy Natural Labs LLC, która  specjalizuje się w dystrybucji naturalnych kosmetyków na całym świecie.  Konstrukcja bloga opiera się na systematycznie wrzucanych notkach dotyczących zdrowia, urody i pokrewnych tematów.

Layout bloga i sklepu jest dokładnie taki sam. Z jednej strony nadaje to spójności,  z drugiej jednak  utrudnia odróżnienie sklepu od bloga. Układ i wygląd  strony jest przejrzysty, dzięki czemu poruszanie się po blogu jest łatwe. Jednak nie jest to minimalizm w dobrym znaczeniu tego słowa, a w połączeniu z doborem kolorystyki blog jawi się jako nudny, wręcz infantylny.  Wśród barw zastosowano zieleń, odcienie błękitu i pomarańcz, które niestety dają wrażenie przypadkowości.

vitalab

Chcąc dowiedzieć się czegoś więcej o autorach bloga klikamy w zakładkę ‘o nas’. Niestety znajdziemy tu informacje wyłącznie na temat firmy Natural Labs LLC.  Każda notka jest podpisana imieniem jednego z kilku autorów (doliczyłam się ich pięciu) i to jedyna informacja o piszących. Jest to spora wada, biorąc pod uwagę, że treść bloga to głównie porady, a nie lubimy słuchać kogoś o kim zupełnie nic nie wiemy.

Blog prowadzony jest systematycznie od 2009 roku i za to duży plus. Nowe wpisy pojawiają się dość często, zdarzają się nawet dwa dziennie, ale zazwyczaj jest ich około dwudziestu miesięcznie. Myślę że to optymalna ilość dla czytelnika, który zaglądając co jakiś czas zastaje kilka wpisów do nadrobienia.  Na dole strony widoczny jest spis kategorii,  w którym możemy znaleźć poszczególne tematy  postów takie jak: Cellulit, Depilacja, Diety, Dolegliwości skórne, Konkursy, Menopauza, Odchudzanie, Ogólne, Opryszczka, Powiększanie piersi, Rozstępy, Rzucanie palenia, Seks, Stres i bezsenność, Trądzik, Łupież, Łysienie. Gwarantuje to szybkie odnalezienie interesującego nas tematu. Niestety treść wpisów nie zachwyca. Styl wypowiedzi jest prosty, przystępny, jednak brakuje jakiegoś wyróżnika. Czytając kolejny wpis miałam wrażenie że  czytam poradnik zdrowotny, a nie bloga. Pomimo częstych wpisów autorów blog nie sprawia wrażenia tętniącego życiem,  zdaje się nie mieć wielu czytelników,  komentarze zdarzają się sporadycznie, brakuje interakcji.

Część wpisów zawiera odniesienie do produktów sprzedawanych w sklepie internetowym firmy, są to najczęściej zdjęcia lub linki w tekście.  Nie dopatrzyłam się nachalnej autoreklamy, autorzy pozostawiają wybór czytelnikom, nie narzucają swoich racji. Często wręcz proponują produkty konkurencyjnych firm, co jest dla mnie zastanawiającym zabiegiem. Być może chodzi o wyższe pozycjonowanie za pomocą użycia nazw popularnych marek we wpisach na blogu.

Blog nie zachwyca swą wizualną stroną, ale spełnia sporo cech poprawnego bloga: regularne wpisy, przejrzysty układ, brak nachalnej reklamy. Niestety brak mu charakteru, czegoś zaskakującego, co mogło by przyciągnąć czytelnika i sprawić, że będzie jego stałym bywalcem.

[Niniejsza recenzja jest częścią projektu „Blog jako narzędzie PR”. Recenzje i wywiady blogów mają służyć wymianie wiedzy i dyskusji na temat zastosowania blogów przez profesjonalistów PR w Polsce.]

Glonojad poleca [recenzja]

Posted on

Blog zoologiczny.eu jest blogiem sklepu internetowego,- zoologicznego Glonojad. Sklep jest zarejestrowany w Skarżysko-Kamiennej i niedawno obchodził swoje 5 urodziny. Tak piszą o sobie i sklepie twórcy: Pomysł na sklep narodził się z potrzeb prywatnych. Mieliśmy akwarium i psa i chcieliśmy zmniejszyć koszty utrzymania. W hurtowniach nie chciano rozmawiać z osobami prywatnymi więc postanowiliśmy założyć firmę. Szybko policzyliśmy, że jeśli zaopatrzymy tylko najbliższych znajomych oraz swój zwierzyniec – zwrócą nam się koszty. Uruchomiliśmy więc Sklep Internetowy Glonojad. W prowadzeniu sklepu priorytetem są dbałość o klienta i o jakość usług.

Blog prowadzi Hubert Wilczyński – współwłaściciel sklepu. Zoologiczny.eu funkcjonuje od początku 2007 roku. Stanowi bardzo dobry dodatek i uzupełnienie internetowego sklepu. Tym bardziej, że w sieci jest tylko kilka typowo zoologicznych blogów. Czyli tych specjalistycznych, dotyczących niejednego gatunku zwierząt, podejmujących tematy począwszy od zakupu, hodowli, aż po detale tj. pierwszy spacer, wybór smyczy, transport itd. Myślę, że jest to świetny przykład przełamania pewnego komunikacyjnego stereotypu, odpowiedniego dla sklepu zoologicznego.

zoologiczny

Wpisy mają głównie charakter poradnikowy. Ułatwiają prowadzenie, zajmowanie się naszym pupilem. A także wybór odpowiednich akcesoriów z produktów sklepu. Są też wpisy zupełnie luźne, typu spotkałem na spacerze Panią z labladorką, albo podejrzane w sieci. Teksy czyta się po prostu przyjemnie. Nie są za długie, bez skomplikowanych fraz. Styl i język są przystępne dla każdego. Prócz trafnych merytorycznych porad (których często nie usłyszymy nawet w sklepie), wpisy wzbogacone są o linki, emotikony. Są też skategoryzowane: akwarium, terrarium, pies, kot, ptaki, gryzonie, oczko wodne, porady. Ułatwia to nawigację. Szkoda tylko, że ostatni wpis jest z 26 września (podejrzane 24 października). Autorami wpisów są też inni współwłaściciele sklepu m.in. Beata Nosarzewska i Marcin Wilczyński. (Według licznika: 149 wpisów od stycznia 2007 = średnio 3,2 wpisy na miesiąc).

Szata graficzna bloga współgra ze stroną internetową sklepu. Nie razi, jest prosta, może nawet archaiczna, ale przejrzysta. Oprócz tych samych zakładek tematycznych funkcjonują te, odpowiednie dla sklepu w sieci. Na twarzy pojawia nam się uśmiech ponieważ są one zestawione ze znanymi zwierzakami. Regulaminu „pilnuje” sowa, dostawę poleca gepard, kontaktować się należy z papugą arą, zakupy dodamy do koszyka – torby kangura, a blog pieczętuje wilk. I właśnie. Blog stanowi ważny element w komunikacji i funkcjonowaniu firmy. Nie tylko przez jasne przekierowanie bloga i polecenie go przez zarządzających sklepem. Ale też przez to, że świetnie uzupełnia jego działanie, treść. To dobry sposób by znaleźć / polecić odpowiednie produkty dla naszego zwierzaka, także odnajdując się w konkretnej opisanej sytuacji, kontekście problemowym. Dobrze też jest wiedzieć co się kupuje. Niestety brakuje komentarzy pod wpisami autorów, co może świadczyć jednak o niewielkim ruchu na blogu, bądź powściągliwości czytelników. Wpisy jednak można łatwo odnaleźć pod produktami na stronie sklepu.

Blog w bardzo dobry sposób realizuje cele strategii firmy w jaką wpisują się wspomniane już priorytety – dbałość o klienta, jakość usług. Prowadzący sklep nie wydają się przez to chłodnymi, anonimowymi osobami, sprzedawcami internetowymi, ale jawią się jako hobbyści, profesjonaliści i osoby lubiące zwierzęta. Czuć, że autorzy chcą także dogodzić naszym pupilom. Są przez to bliżsi. To jedni z nas, których można spotkać na spacerze z psem. Dlatego też blog uzupełniający funkcjonowanie sklepu jest strzałem w dziesiątkę. Oprócz bloga, Glonojad funkcjonuje także na facebooku i blipie. Jednak te platformy nie spełniają już tak dużej roli. Uzupełnieniem jest inny blog – zoologiczny.sklep.pl/blog/ (znaleziony przez przypadek), który informuje nas o komunikacji ze sklepem, jak i o składaniu zamówień.

Blog zoologiczny.eu mógłby działać jeszcze lepiej. Także z punktu widzenia public relations.

Wskazane są cykliczne-systematyczne wpisy. Czytelnikom odwiedzanie bloga mogłoby wejść w nawyk. To powinno dać początek wzrostu ich zaangażowania, komentowania tekstów, dzielenia się swoimi doświadczeniami. Historia o domowych zwierzakach może nie mieć  końca. Przecież każdy ma jakiegoś bzika.

Warto zaktywizować czytelników. Dobrym pomysłem był konkurs fotograficzny z nagrodami, na najfajniejszego psa (luty 2010 – niemal 50 zgłoszeń). – Wskazane jest nadanie początku tradycji.

Wpisy mogłyby być częściej wzbogacane o zdjęcia. Do tego można prowadzić galerię klientów z pupilami, lub klientów końcowych.

Konkretne działy – kategorie prowadzone powinny być równolegle (wpisy o psach stanowią ponad 50% wszystkich wpisów).

Należałoby nagłośnić możliwość przesyłania artykułów na bloga. Można zacząć w najbliższym otoczeniu, następnie zapraszać klientów, którzy bądź co bądź również są hobbystami.

Kontent bloga mogłyby urozmaicić zakładki typu: najczęściej zadawane pytania w sklepie; masz problem? – napisz; najbliższe wystawy, spotkania; polecana bibliografia; itd.

Tylko na to trzeba czasu. Jako posiadacz rybek, kotki i terrarium… pod szafą:p blog oceniam dobrze. Czuję jednak, że brakuje realizacji niektórych z wyżej wymienionych punktów. Szczególnie wyczekiwanie na kolejne wpisy nie może trwać zbyt długo (choć może warto?). Ponieważ po prostu, zainteresowani znajdą inne źródło wiedzy na interesujący ich temat. Natomiast kreacja autora jako autorytetu byłaby świetnym rozwiązaniem. Fajnie byłoby też poznać innych użytkowników. Opieka i posiadanie nawet najmniejszego gryzonia, może być dużym bodźcem do zawiązania małej społeczności wokół bloga.

Innymi blogami zoologicznymi są m.in.: futrzanepupile.blog.pl (działa od września i poleca także sklep… Glonojad); sklep-zoologiczny.eu (działa od sierpnia); blog.keko.pl (wspiera od listopada 2009 inny sklep internetowy – keko.pl, ostatni wpis – marzec 2010).

Nasz blog wyróżnia się dzięki temu, że jest blogiem dojrzałym, prowadzonym od dłuższego czasu. Mimo sporadycznych przerw (1-2 miesiące) wpisy ukazują się bardziej systematycznie. By zrealizować inny cel twórców sklepu (Nie chcemy być najwięksi, chcemy być najlepsi ), w drodze do stania się najlepszym, sukcesem byłoby pobudzenie czytelników do zaangażowania się w działanie bloga (komentarze, zdjęcia, artykuły). Jednak i bez galerii, czy otagowania, blog zoologiczny.eu najlepiej współpracuje ze sklepem internetowym.

[Niniejsza recenzja jest częścią projektu „Blog jako narzędzie PR”. Recenzje i wywiady blogów mają służyć wymianie wiedzy i dyskusji na temat zastosowania blogów przez profesjonalistów PR w Polsce.]

Piszemy bloga: e-lady

Posted on Updated on

Poniżej kolejny z serii wywiadów z twórcami zwycięskich blogów. Tym razem z Anią Marynowską, właścicielką e-lady i blogerką.

Dominik Kaznowski: Dlaczego zdecydowaliście się założyć i prowadzić bloga firmowego?

Anna Marynowska: e-lady jest sklepem internetowym, więc siłą rzeczy śledzimy na bieżąco nowinki technologiczne. Kiedy zakładaliśmy bloga firmowego ten sposób komunikacji z klientami dopiero się rozwijał, w grudniu 2005 roku e-lady było wedle mojej wiedzy jedynym sklepem z naszego segmentu prowadzącym bloga. Tak więc naszym zamiarem było wyróżnienie się, zbliżenie się do klientów, wręcz zaprzyjaźnienie się z nimi. Nie zamierzaliśmy im jednocześnie niczego narzucać, stąd pomysł oddzielenia bloga od sklepu oraz powiązana z tym decyzja o nie poruszaniu na blogu tematów związanych z prowadzeniem sklepu. Staramy się raczej poznać naszych klientów 😉

Ania Marynowska
Ania Marynowska

DK: Czy były jakieś opory/obawy wewnętrzne w firmie?

AM: Absolutnie żadnych – Internet jest naszym naturalnym środowiskiem i nic co netowe nie jest nam obce.

DK: Czy musieliście uzyskać zgodę/aprobatę szefa? Czy było to trudne, czy musieliście namawiać/przekonywać?

AM: Właścicielka sklepu e-lady jest równocześnie jedną z blogerek. Wprawdzie obowiązki zawodowe związane z prowadzeniem sklepu nie pozwalają udzielać się na blogu tak często jak by się tego chciało, ale jak widać namowy absolutnie nie były potrzebne.

DK: Jakie widzicie główne korzyści dla was (autorów), a jakie dla firmy z prowadzenia bloga?

AM: Korzyści dla firmy to niewątpliwie możliwość poznania naszych obecnych i potencjalnych klientów od strony prywatnej. Mamy kilka zaprzyjaźnionych blogów, których autorzy nawiązują czasem do tego co dzieje się na blogu e-lady. Na przykład zachęcają swoich czytelników do uczestniczenia w organizowanych przez nas konkursach, co jest miłe tym bardziej, że czynią to bezinteresownie.
Korzyści dla autorek, to oprócz regularnego treningu w szlifowaniu pióra 😉 również możliwość pracy przy projekcie swego czasu nowatorskim, a obecnie rozpoznawanym i docenianym w kręgach marketingowych.

DK: Ile osób prowadzi bloga/pisze, jak często?

AM: Bloga prowadzą od początku trzy osoby: właścicielka e-lady oraz dwie redaktorki. Staramy się zamieszczać wpisy przynajmniej co drugi dzień, co daje około 4 wpisów tygodniowo. W sumie zamieściliśmy na blogu ponad 600 notek.